Przeczytaj wyróżnioną pracę w konkursie Majorel Polska

Miłość unosząca się w powietrzu to walentynkowa aura, pojawiająca się 14 lutego co roku. Z tej okazji zorganizowaliśmy konkurs, w którym należało podzielić się swoim love story. Ta historia skradła nasze serce i mamy nadzieję, że wasze również!

Moja pierwsza i jedyna historia miłosna zaczęła się dokładnie 10 lat temu. Byłam w liceum, przygotowywałam się do studniówki. Będąc kujonem, nieśmiałą i niezbyt ładną dziewczyną, nie miałam z kim iść. Moja mama, jako mama, chciała, żebym poszła z kuzynem. Nie byłoby problemu, gdyby nie to, że on nie potrafi dochować tajemnicy (do tej pory). Cała grupa przygotowywała się 2 tygodnie wcześniej, aby przemycić na imprezę jakieś trunki. Uwierzcie mi, gdybym wypiła choć jeden „strzał”, mama od razu by się zorientowała.

Przez cały okres szkolny miałam tylko 2 przyjaciółki, dziewczyny. Czekaliśmy na rozpoczęcie lekcji i żartobliwie zapytałam, czy znają kogoś, kto chciałby pójść ze mną na bal. Powiedziały, że może znają jednego faceta, bez dziewczyny, przystojnego i łatwego w rozmowie. „Łatwy w rozmowie” to było b a r d z o w a ż n e, ponieważ wiedziały, że nie wiem, jak rozmawiać z ludźmi, zwłaszcza z chłopakami, tak, aby nie było niezręcznie.
Także zapytały, on się zgodził, a ja dostałam jego numer.

To nie żart!

Pamiętam, jak wpatrywałam się w jego numer telefonu, jak przez głowę przechodziły mi tysiące scenariuszy, co mogłoby pójść nie tak podczas naszej rozmowy, ale w końcu zadzwoniłam. Kiedy się przedstawiłam, zaczął się… śmiać. Tak, śmiać, bo myślał, że moi przyjaciele próbują zrobić sobie z niego żarty. Śmiał się przez co najmniej 10 minut non stop. W końcu jednak się uspokoił, porozmawialiśmy chwilę i zgodziliśmy się na wymianę zdjęć. Byłam pod wrażeniem, nie tylko tego, jaki jest przystojny, ale również tego, że nie zrezygnował, gdy zobaczył moje. Wciąż zastanawiam się, dlaczego uznałam za świetny pomysł wysłanie mu zdjęcia, na którym jestem otoczona przez 6 kotów moich rodziców (szalona kocia dama?).

Pierwsze spotkanie

Nasze pierwsze spotkanie odbyło się na dworcu kolejowym. Przyszedł do mnie w wielkiej skórzanej kurtce (mamy ją do dziś i teraz to ja ją noszę od czasu do czasu). Miałam na sobie prostą, szarą sukienkę, która była długa aż do kostek. Miała też wysoki kołnierz i długie rękawy, więc tak, wyglądałam jak zakonnica. Świetny sposób na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia (proszę nie brać ode mnie wskazówek dotyczących mody). Wspomniał, że jest głodny, więc poszliśmy do kawiarni, którą lubiłam. Jednak był jeden problem. ZAMKNIĘTO JĄ DZIEŃ WCZEŚNIEJ.

Pojechaliśmy więc autobusem do mojego ulubionego miejsca z burgerami. Byliśmy jednak tak pogrążeni w naszej rozmowie, że w końcu wysiedliśmy z autobusu w tym samym miejscu, w którym wsiedliśmy. Byłam tak zdruzgotana tym, jak źle się to wszystko układa, że zdecydowaliśmy się wejść do pierwszej kawiarni, jaką zobaczyliśmy. Potem poszło już dobrze, dużo rozmawialiśmy, a wszystko było naturalne i komfortowe. Potem mieliśmy wiele spotkań. Nauczyłam się jak się malować oraz jak się lepiej ubierać (koniec z zakonnym wyglądem!).

Postanowiliśmy pójść razem na koncert. Potem poszliśmy do pubu na piwo.

„Było mu super zimno i trząsł się (później powiedział, że chciał mi zaimponować i założył swoją najlepszą koszulę na ten dzień, bez marynarki… przy minusowej temperaturze). Ja, będąc sprytną, powiedziałam, że są trzy sposoby, aby się ogrzać.”

Najpierw ”mogę usiąść bliżej ciebie”. Zgodził się, ale nie, nadal zimno. Drugi ”Mogę cię przytulić”. Zgodził się, ale nie, znowu zimno. Trzecie ”mogę cię pocałować”. Zgodził się, więc pocałowaliśmy się i już nie było mu zimno (ogromny sukces! ). Dużo rozmawialiśmy i wyszliśmy stamtąd już jako chłopak i dziewczyna.

Czas nadal płynie…

To wszystko wydarzyło się 10 lat temu, a my jesteśmy razem do dziś. Oświadczył mi się 3 lata temu. Mieliśmy się pobrać w Norwegii w zeszłym roku, ale pandemia pokrzyżowała nam plany i ślub został przełożony.

A dla tego, kto przeczytał to wszystko, małe podsumowanie: To i tak nie ma znaczenia, kochamy się do dziś!

Aleksandra Majewska, Szczecin


Przeczytaj inne nasze artykuły o podobnej tematyce: